Tym wpisem wracam po dłuższej przerwie, ale nie myślcie, że nic w tym czasie się nie działo. Będzie trochę historycznych wpisów z chwil które chce pamiętać zawsze.
Od 4 lat opiekuję się dwoma cmentarzami z pierwszej wojny światowej, często mówię o nich „moje cmentarze” i tak je traktuje. Za ich przyczyną poznałem masę wspaniałych ludzi, których miłość do Beskidu Niskiego potrafi przygnać nawet z drugiego końca świata (dosłownie) by popracować i pobyć w tym wyjątkowym miejscu. Każdego roku na początku października odbywa się akcja sprzątania cmentarzy pierwszowojennych (akcja, która zrodziła się w głowie pewnej osoby po zobaczeniu jednego zaniedbanego cmentarza, obecnie obejmuje ponad 80 cmentarzy). Dzięki moim cmentarzom i ja stałem się częścią tej akcji, choć sprzątam je nie tylko od święta. Moje cmentarze są specyficzne, do niedawna w środku lasu, bez dróg dojazdowych i oznakowania, ale jednak czasem i tam turyści zaglądają. Cmentarze te powstały na lini okopów starć w zimie 1914 roku. Kiedyś zostały wyremontowane, a potem zostawione samym sobie i lasowi. Pewnie za kilka lat zaliczyły by swój drugi upadek, ale…
Pojawił się taki facet, któremu chciała pomóc jedna osoba (Aga dziękuję) i tak odkrzaczyliśmy je, a potem już „z górki” – kosa i grabie co roku i przestała im zagrażać natura. W tym czasie właściciele terenu, na którym leży jeden z cmentarzy, odlesili stare łąki i wydobyli z lasu cmentarz wojenny nr 1 w Ożennej – tak jak 100 lat temu wyszedł na otwartą przestrzeń. Za każdym moim pobytem tam mogłem liczyć na pomoc państwa Hyczko (wbrew pozorom wynieść sprzęt na górę nie jest tak łatwo). I tak od słowa do słowa w tym roku umówiliśmy się, że pomogę w uprzątnięciu, przedpola z resztek gałęzi, samosiejek i tym podobnych „problemów”. I tu jak zawsze, odkąd ich poznałem, z pomocą przyszedł Klub Górski Orły i niezawodny Jacek. Powiem tylko, że wystarczył jeden telefon, a odpowiedź była taka „nic się nie martw, będziesz miał ludzi do pomocy tylko nie może wam braknąć pracy”. I tak 7 października zjawiłem się z ranka w „kwaterze” Orłów, dwóch z nich zgarnąłem i pojechałem do Ożennej wyposażony w informację, że tam czekać będą na mnie ludzie z WOT i mi pomogą. Do naszej grupy dołączyć miał też Jan Majewski, którego przedstawiać chyba nie trzeba, ale gdyby jednak to ten człowiek od pięknego albumu o cmentarzach Beskidu i skarbnica wiedzy o nim. Dojechaliśmy na miejsce, a tam naprawdę czekała na nas czwórka żołnierzy (w tym jedna żołnierka), którzy przyjechali specjalnie pomóc nam z 20 Przemyskiej Brygady WOT. No i cóż dodać więcej, w kilka godzin pracy wyczyściliśmy przedpole „Jedynki”. Po prostu kawał dobrej roboty, wspaniali ludzie, piękna okolica, cudowni gospodarze, którzy specjalnie dla nas przygotowali poczęstunek w tych pięknych okolicznościach przyrody.
A teraz moi drodzy serdecznie dziękuję Romanowi Hyczko i jego rodzinie, za pracę przy „Jedynce”, za Wasz wysiłek by go wydobyć na światło, za każdą Waszą pomoc i niesłychaną serdeczności. Janku (Janek Majewski) Tobie jak zawsze dziękuję za siły i chęci do pracy, która z Tobą jest wielką przyjemnością nawet jeśli daje w kość. Wspaniałej czwórce z 20 Przemyskiej Brygady Obrony Terytorialnej – Kasi, Hubertowi, Andrzejowi i Arturowi – dziękuję serdecznie bez Was w jeden dzień byśmy tego nie zrobili. Dziękuję dwóm Orłom, a zwłaszcza temu któremu chciało się przyjechać na urlop z Australii. Oczywiście dziękuję Jackowi za zorganizowanie sił do pracy – wiem, że zawsze można na Ciebie liczyć.
Zapraszam wszystkich do Ożennej – warto wyjść na górę!